Czy zastanawiałaś się kiedyś, co sprawia, że tak wiele osób w spektrum autyzmu nie myśli o sobie dobrze? „Jestem beznadziejny”, „Jestem głupia”, „Do niczego się nie nadaję”, „To nie dla mnie”, „Nie poradzę sobie” to często słyszane stwierdzenia padające z ust tych, którzy są w stanie przekazać, co czują, co myślą. Ci, którzy takich możliwości nie mają, gdy znajdą się w sytuacji podjęcia wyzwania, zwykle pokażą to poprzez odmowę działania w takiej czy innej formie – opór, ucieczkę, odsuwanie przedmiotów, itp.
O co w tym chodzi? Czemu niska samoocena tak często przydarza się wśród autystycznej populacji?
Zacznijmy od tego, czym jest samoocena. W skrócie to, jak myślisz o sobie, jak siebie postrzegasz. Każdy z nas ma mocne strony i te obszary, w których zdecydowanie nie szybujemy. Ważne, by poprzez widzenie siebie rozumieć, jak realnie się przedstawiają nasze zasoby, a nie tworzyć obraz oderwanego od rzeczywistości ideału, któremu nikt nie jest w stanie sprostać, a jedynie stanowi źródło stresu, że tacy nie jesteśmy. Ważne też, by nie iść w myśleniu o sobie w coś, co nazywam poziomem boskości, gdyż zawsze jest to źródłem kłopotów.
Samoocena to wiedza o sobie. O tym, co potrafię, a co jest dla mnie trudne. O tym, w czym potrzebuję pomocy. Zdrowa samoocena to uznanie tego, jaki jestem, zaakceptowanie swej „niedoskonałości” bez obwiniania się za nią. Przyjęcie do wiadomości, że są sprawy, w których inni sprawniej sobie radzą, a są obszary, w których to ja mam łatwość.
I tutaj pojawia się czynnik, który budowanie pozytywnego obrazu siebie utrudnia, a jest nim samoświadomość, szeroko rozumiana samoświadomość. Nadal tak mała wagę przywiązuje się do niej we wspieraniu ludzi w spektrum autyzmu. Rozumienie siebie, swoich myśli, swoich emocji, swoich działań, strategii, które są pomocne, jest kluczowe dla dobrostanu człowieka. Warto rozważyć, czy nie korzystniej dla człowieka, z którym pracujesz albo który jest Twoim dzieckiem, byłoby go uczyć rozumienia, co się z nim dzieje, czego doświadcza i dlaczego tak jest, niż spędzać kolejne godziny na dopasowywaniu takich samych obrazków.
Kolejny powód niskiej samooceny to nieustannie dostarczane przez otoczenie informacje zwrotne, które można by sprowadzić do „nie jesteś taki, jaki powinieneś być”. Człowiek z autyzmem robi stimy – źle. Mówi wprost, co myśli – źle. Próbuje zadbać o swój komfort, unikając wyzwania – źle. Nie patrzy w oczy, bo nie potrzebuje – źle. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak często ludzie w spektrum wprost lub w sposób bardziej zawoalowany dowiadują się od otaczającego świata, że są nie tacy, że się za mało starają, że za wolno reagują, że ciągle robią coś inaczej, niż powinni. Pomyśl, czy Ty byś dobrze myślała o swoich możliwościach i o sobie jako człowieku, gdybyś na każdym kroku otrzymywała taki feedback?
Pewne rzeczy są, podobnie jak dla mnie czy dla Ciebie, zwyczajnie trudne i oczekuje się od ludzi w spektrum, że po prostu będą to umieć. Bez tłumaczenia, bez wsparcia, bez miejsca na błędy. W przedziwny sposób tzw. neurotypowi dają sobie prawo, by różnych rzeczy nie potrafić, niemniej osoby z autyzmem takiego prawa nie dostają. Mają umieć i już. Pozostawieni sami wobec oczekiwań ponad siły najczęściej rezygnują z przeświadczeniem, że znowu zawiedli.
Nie byliśmy uczeni i najczęściej nie uczymy, że błąd jest nieodzowny w procesie uczenia się. Nie celebrujemy błędów, nie pokazujemy, że błąd to fantastyczne źródło informacji o tym, co już jest opanowane, a co jeszcze wymaga praktyki. W najlepszym razie pomijamy milczeniem, a w tym gorszym scenariuszu człowiek dostaje po głowie, że nie pomyślał, że nie zdążył, że był niezdarny, że nie potrafi. Kiedy wyrasta się w przeświadczeniu, że błędu popełnić nie wolno, że ma być od razu doskonale, trudno się dziwić, że najmniejsza wpadka urasta do katastrofy i powoduje rozpadnięcie się na tysiąc kawałków.
Co kształtuje samoocenę?
Przede wszystkim nasze doświadczenia. Sytuacje, podczas których mamy sposobność dowiedzieć się o sobie, że daliśmy radę, że zrobiliśmy, że znaleźliśmy rozwiązanie, że pomyśleliśmy. Kiedy doświadczamy własnego sprawstwa. Dlatego takie ważne dla każdego człowieka jest, by mógł działać, by mógł robić, by mógł doświadczać. Stare powiedzenie mówi:
„Powiedz mi, a zapomnę.
Pokaż mi, a zapamiętam.
Pozwól mi zrobić, a zrozumiem”.
To kwintesencja tego, co jest nam niezbędne do budowania dobrego myślenia o sobie. Czy może być moment większej mocy, niż przekonać się, że mogę, że wiem, że umiem?
Kiedy jesteśmy dorośli, zwykle wystarcza nam nasze wewnętrzne odczucie, świadomość, że zrobiliśmy robotę, choć w sytuacji, gdy ktoś nas czegoś uczy, nadal informacja zwrotna od nauczyciela jest ważna. Gdy jesteśmy młodszym stażem uczniem, feedback od naszego przewodnika jest kluczowy. Usłyszenie „wiesz, co robić”, „wymyśliłaś to”, „znalazłeś rozwiązanie”, „tak!”, „potrafisz!” itd. Itp. w sytuacjach podjęcia wyzwania pomaga własną sprawczość sobie uświadomić. Kiedy piszę o informacji zwrotnej, mam na myśli pokazanie tego, co w danej sytuacji jest kluczowe. Pokazanie kompetencji. To może być ostrożność; wiedza, co robić; czekanie; samodzielne działanie; znalezienie rozwiązania i wiele, wiele innych. Wszystko zależy od sytuacji, od tego, nad czym pracujecie. Ważne, by pomóc człowiekowi zrozumieć, na czym polega jego zasób, żeby uzmysłowił sobie swoja moc.
Towarzyszenie w błędach i stałe komunikowanie, jakie to ważne, że się je popełnia. Kiedy to robimy, pokazujemy, że wpadki są OK, że to normalna sprawa, że się zdarzają. Trzeba się zastanowić, co następnym razem zrobić inaczej i iść dalej. Warto uwypuklać swoje błędy, by nie tworzyć niechcący w człowieku przekonania, że otoczenie jest doskonałe i błędów nie popełnia, a jedynie są one udziałem osoby z autyzmem. Dzieci często bywają przekonane, że rodzice zawsze sobie radzą, zawsze wiedzą, co robić, nigdy nie doświadczają porażki. Taki obraz ważnej osoby niejednokrotnie potrafi nałożyć na młodego człowieka presję bycia doskonałym, a tym samym wygenerować ogromny stres.
Ostatnio, będąc na spacerze w lesie, byłam świadkiem sytuacji, gdy, może pięcioletnia, dziewczynka wywróciła się na rowerze. Idąca za nią z wózkiem mama, zatrzymała się i, nic nie mówiąc, czekała w pełnym skupieniu na dziecku. Młoda dama powstała z ziemi, podniosła rower, stanęła przy nim i spojrzała na matkę, która, delikatnie się uśmiechając, powiedziała „poradziłaś sobie przy tym upadku”. Czy można dostać piękniejszy feedback? Nie ma ściemy, że nic się nie stało. Nie ma bury za upadek z roweru. Nie ma ochów i achów, jaka była dzielna. Jest prawda, bo mówi o upadku. Jest pokazanie, że dała radę. Jest czas, który dziewczynka dostała, by pobyć w doświadczeniu. Jest uważna obecność mamy. Jest delikatny uśmiech, który mówi więcej niż tysiąc słów. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Mała utwierdziła się nie tylko w tym, że sobie radzi, ale że błędy to ludzka rzecz.
Jak wspierać w budowaniu samooceny? Już chyba większość została powiedziana. Celebrując błędy i pokazując swoje pomyłki. Ciesząc się nimi, analizując, czego się z nich uczymy. Nazywając precyzyjnie kompetencje zamiast oklepanych i nic nie mówiących „super, brawo, fantastycznie”. Kładąc nacisk na proces a nie efekt. Niezmiennie komunikując, że wszyscy się uczymy, że rzeczy trudne stopniowo stają się łatwiejsze oraz że najważniejsze jest podejmowanie działania, bo tylko droga poprzez robienie prowadzi do upragnionego celu, niezależnie od tego, co nim jest.