Dlaczego komunikacja jest taka trudna?

Podziel się artykułem!

Komu­ni­ka­cja – cecha nas, ludzi. Pod­sta­wo­wa potrze­ba. Każ­dy z nas się komu­ni­ku­je. W taki czy inny spo­sób. Teo­re­tycz­nie każ­dy potra­fi to robić, a jed­nak… wca­le nie jest to takie pro­ste. To trud­no­ści w komu­ni­ka­cji, w doga­da­niu się są naj­częst­szym powo­dem nie­po­ro­zu­mień, roz­pa­dów związ­ków, koń­ców przy­jaź­ni. Co zatem czy­ni ją taką trud­ną? Cze­mu przy­spa­rza nam aż tylu kłopotów?

Przede wszyst­kim popeł­nia­my wiel­ki błąd, trak­tu­jąc komu­ni­ka­cję jako oczy­wi­stość. Uwa­ża­my za pew­nik, że potra­fi­my się komu­ni­ko­wać, a ma to wyni­kać z same­go fak­tu, że jeste­śmy ludź­mi. Dla­te­go nikt tego nie uczy. Nikt nie uczy mecha­ni­zmów, jaki­mi rzą­dzi się komu­ni­ka­cja. Nikt nie tłu­ma­czy isto­ty tego zło­żo­ne­go pro­ce­su, bo prze­cież każ­dy to „wie”.

Nie wyja­śnia się nam, a potem my nie wyja­śnia­my naszym potom­nym, że komu­ni­ka­cja to pro­ces nasta­wio­ny na dru­gie­go czło­wie­ka, na to, by się z nim poro­zu­mieć. Poro­zu­mieć, zna­czy usły­szeć, poznać, cze­goś o nim dowie­dzieć, skon­fron­to­wać, zgo­dzić, zain­spi­ro­wać, skło­nić do reflek­sji, poczuć przynależność.

Nie uczy się nas słu­cha­nia i ma to miej­sce od naj­młod­szych lat. Prze­cież doro­śli zawsze dobrze wie­dzą, co dziec­ko chce powie­dzieć, więc dopo­wia­da­ją, prze­ry­wa­ją w pół sło­wa, odpo­wia­da­ją na pyta­nie, zanim mło­dy czło­wiek zdą­ży je wypo­wie­dzieć do koń­ca. A potem ten mło­dy czło­wiek dora­sta i robi to samo innym, bo jest prze­ko­na­ny, że tak nale­ży. Smut­na praw­da jest taka, że nie słu­cha­my sie­bie wza­jem­nie. Sły­szy­my, ale nie słu­cha­my. Nie kie­ru­je­my aktyw­nie naszej uwa­gi na roz­mów­cę, co jest nie­zbęd­nym warun­kiem, by go usłyszeć.

Nie uczy się nas tym samym zain­te­re­so­wa­nia tym dru­gim, tym innym. Zabi­ja się w nas cie­ka­wość oso­by, któ­rą mamy przed sobą. Nie muszę chy­ba mówić, że ma to ści­sły zwią­zek z nie­słu­cha­niem. War­to sobie zadać pyta­nie, czym to skut­ku­je. Gdy nie jeste­śmy cie­ka­wi, nie anga­żu­je­my się. Gdy nie jeste­śmy cie­ka­wi, kon­takt pozo­sta­je bar­dzo powierz­chow­ny nawet w tych rela­cjach, któ­re powin­ny być napraw­dę głę­bo­kie. Gdy nie jeste­śmy cie­ka­wi, nie będzie­my dopy­ty­wać, bo nawet nie wie­my, o co. Gdy nie jeste­śmy szcze­rze zain­te­re­so­wa­ni, będzie­my czy­tać w myślach, bo wte­dy komu­ni­ka­cja prze­bie­ga szyb­ciej. Nie­waż­ne, jaka jest jej jakość, ale oszczę­dza­my czas, co w obec­nym świe­cie czę­sto jest znacz­nie więk­szą war­to­ścią niż poro­zu­mie­nie z dru­gim czło­wie­kiem. Gdy czy­ta­my czło­wie­ko­wi w myślach, daje­my wyraz temu, że wie­my lepiej, co chce powie­dzieć, a nic sku­tecz­niej nie znie­chę­ca do komu­ni­ka­cji i nie pro­wa­dzi do wyco­fa­nia się z niej. War­to sobie uzmy­sło­wić, że kie­dy wie­my lepiej, nie widzi­my czło­wie­ka, tyl­ko nasze myśli o nim. Czy na pew­no o to nam chodzi?

Nie bie­rze­my odpo­wie­dzial­no­ści za pro­ces komu­ni­ka­cyj­ny. Zapo­mi­na­my, że pro­ces komu­ni­ka­cyj­ny jest bar­dzo nie­do­sko­na­ły. Mnó­stwo w nim cha­osu i hała­su, któ­re czy­nią zakłó­ce­nia. Nie spraw­dza­my, czy part­ner rozu­mie komu­ni­kat zgod­nie z naszą inten­cją ani czy my dobrze zro­zu­mie­li­śmy to, co prze­ka­zał nasz roz­mów­ca, a ludzie napraw­dę w bar­dzo odmien­ny spo­sób potra­fią nie tyl­ko rozu­mieć, ale nawet sły­szeć to samo. Nie moni­to­ru­je­my, czy nasz part­ner komu­ni­ka­cyj­ny jest zain­te­re­so­wa­ny tym, co mówi­my, nie ana­li­zu­je­my infor­ma­cji zwrot­nych, jakie wciąż nam wysyła.

Jeste­śmy w komu­ni­ka­cji zbyt sku­pie­ni na sobie zamiast na dru­gim czło­wie­ku. Skut­kiem tego nie­jed­no­krot­nie przy­pi­su­je­my nasze­mu roz­mów­cy złe inten­cje, mimo że nie ma to nic wspól­ne­go z rze­czy­wi­sto­ścią. Bie­rze­my prze­kaz do sie­bie, zapo­mi­na­jąc o tym, że, napraw­dę, nie wszyst­ko jest o nas.

Nie potra­fi­my dawać infor­ma­cji zwrot­nych, zamiast tego ser­wu­jąc wszem i wobec kry­ty­kę. Zamiast mówić z pozy­cji JA o swo­ich odczu­ciach i dzie­lić się swo­ją per­spek­ty­wą, for­mu­łu­je­my komu­ni­ka­ty w spo­sób oce­nia­ją­cy dru­gie­go czło­wie­ka, co sta­no­wi gwa­ran­cję nie­po­wo­dze­nia w komu­ni­ka­cji. Daje­my rady, o któ­re nikt nie pro­sił, a to, z kolei, naj­lep­szy spo­sób, by zna­jo­mi znik­nę­li z nasze­go życia, bo kto by chciał tego słuchać?

Nie daje­my cza­su. Cza­su na pomy­śle­nie. Chce­my wszyst­ko natych­miast, chce­my wszyst­ko fast, a praw­dzi­wa, głę­bo­ka komu­ni­ka­cja jest pro­ce­sem slow – wyma­ga cza­su. Nie­ste­ty, naj­czę­ściej w codzien­nym życiu tego cza­su nie daje­my. Zło­ści­my się, że ktoś nie odpo­wia­da wystar­cza­ją­co szyb­ko na pyta­nie, że nie reagu­je natych­miast, więc odpo­wia­da­my za nie­go, robi­my awan­tu­rę albo się obra­ża­my, inter­pre­tu­jąc odro­czo­ną reak­cję jako znak, że nie chce z nami gadać.

Wresz­cie, nie przy­zna­je­my się, że nie potra­fi­my się komu­ni­ko­wać, że to wca­le nie jest takie łatwe. Jeśli nie uzna­my naj­pierw, że mamy kło­pot, raczej trud­no nam będzie pod­jąć dzia­ła­nia zmie­rza­ją­ce do polep­sze­nia komu­ni­ka­cji. A komu­ni­ka­cji war­to się uczyć, bo to pięk­ny pro­ces. Pro­ces odkry­wa­nia dru­gie­go czło­wie­ka i pro­ces nasze­go się w nim prze­glą­da­nia. Nasz trud zosta­nie nagrodzony.

Zasób 5

W Drodze... – by z autyzmem żyło się łatwiej

W Drodze… to mój bezpłatny newsletter, który wydaję od wielu lat i który stworzyłam, by Cię inspirować, podtrzymywać na duchu, skłaniać do zadawania pytań i szukania na nie odpowiedzi. Dzielę się w nim swoim doświadczeniem, swoimi obserwacjami i przemyśleniami dotyczącymi życia z autyzmem w tle. Informuję w nim także, co u mnie słychać, co zgłębiam, czego się uczę, czego uczę innych, więc jak chcesz być na bieżąco, zapisz się na mój newsletter* a w zamian zyskasz dostęp do dwóch seminariów, które dla Ciebie nagrałam.