Kiedy pracujemy z osobą z autyzmem, chcemy ją dobrze poznać. Zrozumieć, co jest jej mocną stroną oraz jakich doświadcza trudności, na czym polegają jej deficyty. Po co? Oczywiście po to, żeby jak najskuteczniej móc ją wspierać, zaplanować terapię i inne oddziaływania. Im lepiej wnikniemy w jej funkcjonowanie, im bardziej będziemy w stanie rozpoznać, z kim mamy do czynienia, tym większa szansa na sukces.
Jednakże czyha tu nas pewna pułapka. Mianowicie warto zadać sobie pytanie, czy w tej naszej chęci pomagania, prowadzenia terapii, pracy z daną osobą, nie zapominamy czasem o człowieku. O człowieku, który myśli i czuje, który ma swoje pragnienia. Niejednokrotnie jakże odmienne od naszych, ale to przecież jego pragnienia. To również one decydują o tym, kim jest. Czasem w tym pędzie do poprawy funkcjonowania naszego dziecka i nam, i specjalistom może się zdarzyć, że umknie ten najważniejszy aspekt. Człowiek. Bo przecież za fasadą autyzmu stoi człowiek. Konkretny. Ziemski. Nie kosmita. Może zupełnie inny niż my i całkowicie dla nas zagadkowy, ale cały czas człowiek.
Gdzie zatem kończy się autyzm a zaczyna charakter?
To bardzo trudne pytanie, na które do końca chyba nigdy nie będziemy potrafili odpowiedzieć. Paradoks sytuacji polega jednak na tym, że kiedy mamy do czynienia z tak zwanym neurotypowym „uparciuchem”, nikt nie będzie doszukiwał się w nim autyzmu a jedynie stwierdzimy, „Ot taki charakter. Zawsze był uparty i już”. Nie trzeba mieć autyzmu, żeby nie obchodzili nas szczególnie inni ludzie. Nie trzeba mieć autyzmu, żeby fascynować się czymś z zaangażowaniem godnym najwyższej klasy naukowca. Nie trzeba mieć autyzmu, żeby spędzać dnie, leżąc na kanapie w słodkim nic nierobieniu.
Czy to znaczy, że mamy się nie przejmować tzw. autystycznymi cechami u naszych dzieci?
Ależ oczywiście, że nie! Wszak chcemy je przygotować do radzenia sobie w życiu, co oznacza między innymi dobrą komunikację z innymi i przynajmniej bazowe nimi zainteresowanie. Potrzebujemy jednocześnie być w tej naszej ocenie ostrożni i uważni, żeby nie stało się naszym celem uczynienie wszystkich takimi samymi, ukuciem na jedna modłę, bowiem najpiękniejsza w naszym życiu jest różnorodność. To ona nas ciekawi, cieszy, fascynuje.
Dla jasności, jak najdalsza jestem od tłumaczenia wszystkiego charakterem, podobnie jak od tłumaczenia wszystkiego autyzmem.
Bardzo często w przypadku naszych dzieci dochodzi do sytuacji, gdzie wiele zjawisk, zachowań kładzie się na karb autyzmu, nie poczyniwszy wysiłku, że może kryje się za tym coś więcej. Może za letargiem lub niechęcią do działania czy spowolnieniem umysłowym kryją się zaburzenia funkcjonowania organizmu? Może za samookaleczającymi zachowaniami kryje się odczuwanie wielkiego bólu, z którym trudno poradzić sobie inaczej, niż zadając inny ból na zasadzie „jak boli cię głowa, załóż za ciasne buty” itd., itd.
Nie ma złotego środka, ale warto pamiętać o tym, byśmy robili wszystko, by się do niego choć trochę przybliżyć.