Po artykule w ostatnim magazynie dostałam od Was korespondencję, za którą bardzo dziękuję, gdzie pytałyście, czy cały czas musicie być zadowolone i szczęśliwe.
Oczywiście, że NIE!
Odrobina negatywnych emocji jest nam potrzebna, by służyć w roli kontrastu do tych pozytywnych, których, oczywiście, chcemy jak najwięcej. Warto pamiętać, że nas mózg postrzega poprzez kontrast. Kiedy mówię o czymś, że ma jasny kolor, odnoszę to w myślach do czegoś w ciemnym kolorze. Kiedy myślę o cichym dźwięku, to w odniesieniu to głośnego. Kiedy myślę o stanie zadowolenia, mogę sobie go uzmysłowić tylko i wyłącznie, jeśli wiem, jak odczuwam niezadowolenie, złość czy frustrację.
Jeśli pomyślisz, że od chwili narodzin zawsze byłabyś tylko szczęśliwa, czy wiedziałabyś o tym?
Nie mając punktu odniesienia, nie potrafimy nazwać tego, czego doświadczamy.
Potrzebujemy naszych emocji i te, negatywne wcale nie są złe. Informują nas, że coś się dzieje, że na coś mamy zwrócić uwagę, że może coś zmienić. Emocje to nasz sojusznik, o ile potrafimy usłyszeć, co do nas mówią i potrafimy je regulować.
Zatem gdy się złościsz, zauważ to, zapytaj siebie, o co chodzi i zmień swój stan, zaczynając od tego, że zaczniesz inaczej myśleć o sytuacji. Więcej o myśleniu będzie w planowanych przez mnie niebawem seminariach.
Zacznij już dziś traktować emocje jako drogowskazy, że idziesz we właściwym kierunku albo wręcz przeciwnie, potrzebujesz się zatrzymać i zweryfikować, czy na pewno chcesz iść tam, gdzie w danym momencie zmierzasz.
Ostatnio proponowałam Ci eksperyment, byś skupiała się przez miesiąc na tych wszystkich rzeczach, które Ci z dzieckiem i nie tylko wychodzą. Ćwiczyła się w dostrzeganiu ich. Wyrażała za nie wdzięczność Wszechświatu, Bogu czy czemu/komukolwiek, w co wierzysz.
Sprawdziłaś, jak to wpływa na Twój stan? Jak taka postawa wpływa na twoje dziecko? Co się zmieniło?