Bardzo często słyszy się od rodziców dziecka z autyzmem, że otoczenie rozumie, nie akceptuje i nie wspiera. Niejednokrotnie jest to prawda. Być może nieraz zdarzyło Ci się usłyszeć parę cierpkich słów na temat swojego dziecka a może nawet samej siebie.
Pamiętam, jak kiedyś mój synek, który miał wtedy około 5 lat, siedział sobie na placu zabaw i przesypywał żwirek, wpatrując się w niego z fascynacją i od czasu do czasu rzucając o chodnik, żeby zobaczyć, jak pojedyncze kawałki kamienia odbijają się od powierzchni. Przechodząca nieopodal kobieta, do której sypany żwirek miał co najmniej 2 metry zaczęła krzyczeć na mojego syna, na co zaprotestowałam. Wówczas usłyszałam, że jak głupia matka, to i głupie dziecko.
Innym razem dowiedziałam się, że mój syn jest kretynem, dlatego, że „oskrobał marchewki” pewnej damie idącej w ścisku przez cmentarz w dniu 1 listopada. A on nawet nie zauważył, że jej nadepnął na nogę.
Z pewnością mogłabyś opowiedzieć wiele swoich podobnych zdarzeń. Każdy rodzic dziecka z autyzmem przez to przechodzi. Ci, którzy jeżdżą środkami komunikacji zbiorowej, doświadczają tego znacznie częściej.
Oczywiście jest mnóstwo ludzi, którzy nawet się nie zastanowią i już zdążą przypiąć nam i naszemu dziecku łatkę, niesprawiedliwie ocenić, wypowiadać się, jak powinniśmy postępować, nic nie wiedząc na temat tego, nad czym w danym momencie pracujemy itd. Są też ludzie, którzy przechodzą obok nas zupełnie obojętnie w sytuacjach, gdy potrzebujemy pomocy albo stają i gapią się na nas, traktując jako sensację. To też znam, ponieważ regularnie leżę na ziemi razem ze swoim dzieckiem w trakcie napadu padaczkowego.
To, co dość często przewija się w rozmowach z rodzicami dzieci z autyzmem, to pewien rodzaj żalu do otoczenia o brak życzliwości, zrozumienia, pomocy. I często w tego rodzaju emocjach łatwo zapomnieć, że są też ci inni. Ci, którzy pomyślą, zanim powiedzą. Którzy poobserwują i zastanowią się, że może coś jest na rzeczy. Którzy zupełnie bezinteresownie pomogą. Którzy się życzliwie zainteresują. Zwyczajnie i po ludzku.
Jak pani, która, gdy w kolejce po mięso mój wielki syn nadepnął jej na nogę (bo nie zauważa takich drobiazgów)tak, że aż syknęła z bólu i która, gdy przeprosiłam, wyjaśniając, że dziecko nie czuje, powiedziała z uśmiechem, że nic się nie stało. Jak kobieta z synem, która czekała przy mnie, aż moje dziecko się wydrga na chodniku i odwiozła mnie potem do domu. Jak pani kasjerka w pobliskim sklepie, która zawsze cierpliwie czeka, aż mój syn wyłoży wszystkie zakupy na taśmę czy pani ze stoiska mięsnego, która zawsze zapyta, gdzie Adam, jak sama robię zakupy. I wreszcie pan z cmentarza, który, od kiedy pamiętam, zawsze ma dla mojego syna kwiatek w prezencie, gdy jedziemy odwiedzić dziadka.
Tacy ludzie są wśród nas i jest ich całkiem sporo. Szkopuł polega na tym, że najczęściej zauważamy bardziej to, co nam się nie podoba. Co nas boli. Wtedy jednak nie doceniamy tych wszystkich chwil, kiedy ciepło nam się robi koło serca, gdy obcy ludzie okazują życzliwość naszemu dziecku. Osobiście zawsze mnie to bardzo wzrusza i niejednokrotnie łezka w oku mi się zakręci.
Zachęcam, byś od dziś skupiała się tylko na tych, którzy wspierają, którzy patrzą życzliwie, którzy, nawet nie rozumiejąc, chcą dać Tobie i Twojemu dziecku coś dobrego. Niechaj tacy ludzie zwracają Twoją uwagę. Za takie chwile bądź wdzięczna. Takimi ludźmi i takimi momentami się ciesz. Tymi innymi nie zawracaj sobie głowy. Masz ważniejsze sprawy.
Życzę Ci dużo przyjaznych nieznajomych…