Zastanawiałaś się, kto najbardziej dostaje po plecach w rodzinie, w której jedno z dzieci ma autyzm? Nie jest to ani człowiek z autyzmem, choć jego życie z cała pewnością obfituje w wyzwania. Nie są to rodzice, choć doświadczają skrajnego zmęczenia. Najtrudniej mają cisi bohaterowie drugiego planu – brat, siostra osoby z autyzmem. To oni zbierają największe bęcki.
Człowiek z autyzmem swoje dostanie, bo nie może nie dostać. Uwagę, zaangażowanie, czas, siły, emocje. Ciebie, Rodzica, nikt nie pytał, czy Ci się chce robić to wszystko, co robisz, bo to nie jest pytanie z kategorii chcenia – po prostu robisz, co jest do zrobienia. Natomiast brat, natomiast siostra niejednokrotnie usuwają się w cień, bo na nich już nie wystarcza w rodzinie zasobów.
Nie da się, moim zdaniem, wyrosnąć w rodzinie z autyzmem, nie ponosząc kosztów tej sytuacji, niemniej można próbować je minimalizować. Powodzenie tego przedsięwzięcia zależy przede wszystkim do kompetencji dorosłych w „autystycznej” rodzinie i tego, na ile naprawdę potrafią być dorosłymi, ale o tym za chwilę. Najpierw przyjrzyjmy się temu, co powoduje, że dorastanie w rodzinie z autyzmem jest takie trudne. Bo jest, czasem piekielnie trudne, i trzeba sobie z tym poradzić.
Życie rodziny bardzo często kręci się wokół człowieka z autyzmem. To on zajmuje znaczącą część uwagi rodziców. Bo trzeba zorganizować i pojechać na terapię. Bo trzeba z nim pracować w domu. Bo dom dostosowuje się do jego sposobu funkcjonowania. Bo to on miewa regularnie niestandardowe zachowania, które trudno zrozumieć. Bo to z nim trudno się dogadać, o co chodzi. Bo to wokół niego się chodzi jak wokół przysłowiowego śmierdzącego jajka, żeby coś zrobił, a jak już robi, to wszyscy wstrzymują oddech i mają nie przeszkadzać.
Człowiek z autyzmem nie ma w rodzinie konkurencji. Wszyscy odpadają w przedbiegach. Trudno jest dostać uwagę rodzica, kiedy brat czy siostra z autyzmem regularnie robią coś, co tej uwagi czy interwencji wymaga. Do czego to prowadzi? Często do bycia niewidzialnym, niezauważonym, bo jak zajmować czas rodzicowi, który ledwie zipie z tytułu mnogości zadań związanych z autystycznym rodzeństwem. Do osamotnienia i przekonania, że trzeba sobie radzić samemu, bo matka/ojciec mają poważniejsze niż moje problemy, więc jak ich jeszcze martwić. Do ucieczki w chorobę, bo gdy człowiek chory, to się nim zajmują, a każdy uwagi potrzebuje. Do trudności w szkole i nie tylko, bo jak narozrabiam, to starzy muszą zadziałać, więc atencję dostanę.
Trzeba się wykazywać zrozumieniem dla tego, co zwykłemu człowiekowi, do tego małemu, często zrozumieć naprawdę trudno. Doświadczenie z bratem czy siostrą z autyzmem tak mocno odbiega od tego, co znane i wszechobecne, że dorośli miewają z tym problem, a co dopiero mówić o dziecku czy nastolatku. Rodzice się cieszą i chwalą, kiedy jest się pomocnym i akceptującym, więc człowiek szybko się uczy robienia rzeczy wbrew sobie, żeby sprawić przyjemność mamie i tacie. Nie mówi, o tym, co go boli, co jest trudne, z czym sobie nie radzi, bo nie ma na to miejsca. Na niego nie ma miejsca.
Rodzeństwo często jest przeganiane, bo „przecież teraz pracuję z Frankiem”. Jest uciszane, bo Franek próbuje coś zakomunikować, a przecież dla niego jest to taki wysiłek, że cały świat ma stanąć w miejscu i wszystko ma poczekać na swoją kolej. A nie wszystko może czekać. Czasem neurotypowe rodzeństwo bardzo potrzebuje uwagi natychmiast, teraz, tutaj, bo dzieje się coś dla niego bardzo ważnego. Jak nadejdzie jego kolej, często sprawy są już nieaktualne, a zdarza się i tak, że kolej nie nadchodzi, bo mama ze zmęczenia zapomniała a tata nawet nie wie, że była jakaś sprawa. I znów człowiek zostaje ze wszystkim sam. Osamotniony. Niewidzialny. Nieważny.
Chciałoby się z bratem czy siostrą pobawić, zagrać w coś, spędzić razem czas, ale często nie wychodzi, bo ten/ta nie chce, nie potrafi, jest to za trudne. Na początku człowiek próbuje na wszelkie sposoby, ale ile można próbować? W końcu się poddaje i odpuszcza z poczuciem, że niby jest brat a jakoby go nie było. Niby jest siostra, a jakbym była sama.
W rodzinie z autyzmem trzeba być dzielnym. Trzeba sobie radzić. Nie ma przestrzeni na ból, na smutek, na trudności, bo to, co zapewnia brat czy siostra z autyzmem i tak będzie większe, bardziej wymagające uwagi. Trzeba dać emocjom w łeb i przestać czuć, żeby przeżyć. Nie ma też przestrzeni na radość, szaleństwo, nieokiełznanie, bo emocje to układ zerojedynkowy – masz dostęp do wszystkich albo do żadnych. Nie można być głośnym, szalonym, spontanicznym, bo dla brata, dla siostry z autyzmem to za dużo wrażeń. I znów trzeba schować siebie do kieszeni…
Trudno zaprosić kolegów i cieszyć się ich towarzystwem, kiedy przebieg zdarzeń jest tak mało przewidywalny. Czasem trudno zaprosić, bo się człowiek zwyczajnie wstydzi brata czy siostry z autyzmem, wstydzi się znaków, którymi oklejony jest dom, więc woli nie zapraszać, żeby uniknąć własnego dyskomfortu. Czasem mama nie ma siły na wizyty kolegów, bo marzy o chwili spokoju. A czasem nie zaprasza się kolegów, bo w środowisku poza domem nikt ze znajomych o rodzeństwie z autyzmem nikt nie wie i wtedy o autyzmie można na chwilę zapomnieć.
W rodzinie z autyzmem często wszyscy mają poczucie, jakby siedzieli na bombie, która nigdy nie wiadomo, kiedy wybuchnie. Potencjalnie każda sytuacja może być tą, która przeważy szalę i spowoduje, że człowiek z autyzmem się zdekompensuje, a w efekcie oberwą wszyscy. Bycie w nieustannej gotowości do interwencji, do reakcji, bo nie do określenia jest, co będzie zapalnikiem dla trudnej sytuacji.
Nieustanne bycie bodźcowanym tym, co osoba z autyzmem generuje. Dźwięki, ruch, powtarzane frazy często bez przerwy, bez chwili wytchnienia. Układy nerwowe domowników są przeładowane. Tak jak bodźce z otaczającego świata bywają nadmiarowe i przytłaczające dla ludzi z autyzmem, tak stymulacja, której oni są źródłem, jest często wyczerpująca dla ich rodzin.
Trudno się w takim domu rozluźnić, trudno w nim odpoczywać, trudno być w pełni sobą, kiedy trzeba być na posterunku, kiedy wciąż trzeba myśleć, kiedy wciąż trzeba się dostosowywać. To skrajnie trudna sytuacja dla wszystkich. Dla rodzeństwa, które musi się odnaleźć w warunkach, w jakich żyje. Dla człowieka z autyzmem, który doskonale wie, a jak nie wie, to wyczuwa, że to z jego powodu panuje w domu napięcie. I wreszcie dla rodzica, który ma świadomość, że chciałby, żeby wszystko było bardziej symetryczne, który pragnie mieć więcej uwagi, siły i emocji dla swoich neurotypowych dzieci, a jednocześnie ma do zrobienia konkretne zadania, by zadbać o człowieka z autyzmem i zaspokoić jego potrzeby, nie mówiąc już o tym, że chciałby choć odrobinę uszczknąć dla siebie, dla partnera. Rodzice w takiej rodzinie muszą stać się mistrzami żonglowania z zamkniętymi oczyma wieloma piłeczkami naraz, przeskakując w tym czasie przeszkody na jednokołowcu i jeszcze mówiąc w Suahili. Od ich kompetencji zależy najwięcej. To ich umiejętności lub ich brak najbardziej wpływają na to, jakie będą koszty sytuacji rodzinnej dla człowieka. I o tym w części drugiej cyklu o rodzeństwie.