No właśnie. W co?
Co, według Ciebie, jest możliwe do osiągnięcia dla Twojego dziecka?
Co, według Ciebie, jest możliwe do osiągnięcia dla Twojej rodziny?
Podkreślam – według Ciebie.
Nie zdaniem takiego czy innego specjalisty. Nie według lekarza, nie według terapeuty, nie według nauczyciela Twojego dziecka. Nie zgodnie z opinią na wszystkim się znających rodaków z sąsiedztwa. W co Ty wierzysz?
Dlaczego taki temat sobie wybrałam dziś do rozważań?
Otóż, od kiedy pamiętam, od początku naszej drogi z naszym dzieckiem słyszeliśmy mnóstwo różnych opinii na jego temat. Wszyscy wokół mówili nam, co jest możliwe a co możliwe nie jest. Co jest dla niego a co nie jest dla niego a tym samym dla nas.
Poczynając od stwierdzeń, żebyśmy się cieszyli, że jest tak jak jest przy takim rozpoznaniu, jakie ma nasz syn (dla niewtajemniczonych oprócz autyzmu bardzo poważną postać padaczki), przez takie, że na lekach samo wszystko minie i nic nie trzeba robić, również przez takie, że nasze działania nie mają sensu, kończąc na takich, że nigdy nie będzie… Tu możesz sobie dopowiedzieć, co chcesz. Dużo tego było. Łącznie z tym, że nigdy nie będzie sikał, po tym jak wyszedł ze śpiączki.
Co takie słowa powodują w rodzicu?
Nietrudno się domyśleć. Do tego najczęściej, o zgrozo, wypowiadane są w obecności dziecka.
Jak masz wierzyć w potencjał swojego dziecka, jak masz się motywować do codziennej mrówczej pracy, kiedy wszyscy wokół mówią Ci, że Twoje dziecko nigdy…?
Sama jestem matką i jakkolwiek moja niepokorna natura niejednokrotnie była powodem moich kłopotów, w sytuacji matkowania dziecku o szczególnych potrzebach ratowała nas wszystkich przed sytuacjami bez wyjścia.
Oboje jako rodzice mówiliśmy nieraz „a właśnie, że się da” i nadal mówimy. I się daje. To tu, to tam. Może dużo wolniej niż by się chciało, może dużo więcej trudu trzeba w to włożyć, ale się dzieje wbrew opinii różnych osób.
Pewnie teraz odezwą się głosy, że nawołuję do życia w iluzji i utrzymywania nierealnego wyobrażenia własnego dziecka. Do karmienia się mrzonkami. Wcale nie!
Nawołuję tylko do tego, żebyś się zastanowiła, w co Ty wierzysz, że jest możliwe dla Twojego dziecka. Czego konkretnie, bardzo konkretnie, pragniesz? Jakich sytuacji chcesz doświadczyć ze swoim synem czy córką? Myśl bardzo precyzyjnie, żebyś wiedziała, dokąd zmierzasz. Określenia w stylu „chcę, by mój syn był samodzielny” nie są precyzyjne. Jak dokładnie ma się przejawiać jego samodzielność? Co ma robić. Itd. Itd.
Stwórz wizję i nie pytaj nikogo o pozwolenie. Korzystaj ze specjalistów w takim zakresie, w jakim jest Ci to potrzebne, bo po to wszyscy jesteśmy – by służyć swą wiedzą i kompetencjami, i jednocześnie nie dawaj sobie wmawiać, że Twoje dziecko nigdy…
Nie ma na świecie sposobu, który z jednoznaczną pewnością jest w stanie przeprowadzić badanie a następnie określić, co dla danej osoby jest możliwe a co nie. Skoro nie ma, dlaczego mamy trwać w przekonaniu, że nasze dziecko nigdy… i podświadomie mu to przekonanie przekazywać?
Oczywiście, że, gdy masz małe dziecko, jego mózg jest bardziej plastyczny, ma większą zdolność uczenia się i podatność na oddziaływanie świata zewnętrznego. Nie zmienia to faktu, że stale możesz poszukiwać dróg, osób, miejsc. To, że nie znasz osoby, która potrafi odpowiedzieć na Twoje wątpliwości, nie znaczy, że jej nie ma.
Przez kilkanaście lat życia mojego syna żyłam w przeświadczeniu, że widzi inaczej niż my. Każdego, kto cokolwiek wiedział na temat procesów widzenia, zawsze odpytywałam, będąc wielokrotnie posądzaną o nadopiekuńczość, mądrzenie się, wymyślanie a nawet brak rozumu. Nikt nie potrafił mi odpowiedzieć na nurtujące mnie pytania. Do momentu, gdy zaczęłam czytać książkę dr. Melvina Kaplana, optometrysty pracującego z osobami z autyzmem. Okazało się, że moje pytania wcale nie są bezpodstawne ani głupie, wręcz przeciwnie dobrze uzasadnione. Znalazłam człowieka, który znał na nie odpowiedź.
Sytuacji, kiedy ktoś nam mówił, co się da a co się nie da, pewnie każda z nas ma wiele na swoim koncie. Pytanie, kto dyktuje nam to, co mamy myśleć. Czy pozwalamy decydować innym, czy też same bierzemy na siebie tę odpowiedzialność?
Czy mówię tutaj o wyleczeniu z autyzmu?
Nie. Zupełnie mnie tego typu dywagacje nie interesują i nie biorę w nich udziału. Z mojej perspektywy to zwykła strata czasu.
Interesuje mnie jakość życia człowieka. Człowieka, który ma autyzm oraz ludzi, którzy żyją razem z nim. Ważne jest dla mnie, by z autyzmem, niezależnie ile go jest, żyło się po prostu łatwiej.
Zatem dobrze pomyśl, co zakładasz, że może stać się udziałem Twojego dziecka, Twoim i całej Twojej rodziny i jak dużo jesteś w stanie włożyć w to wysiłku.
Kto ma o tym decydować…?
Czekam na Twoje refleksje! Pisz na adres info@mariajedral.pl