Kiedy sprawy w naszym życiu toczą się inaczej niż zaplanowaliśmy, u większości z nas pierwszą reakcją jest sprzeciw. Jak to? Przecież miało być inaczej. To nie tak.
Sprzeciw tym większy, im większy kaliber zagadnienia, które przebiega odmiennie niż to sobie wyobrażaliśmy. Kiedy dotyczy to spraw dla nas najważniejszych, najbliższych naszemu sercu, zaakceptowanie w pełni, pogodzenie się ze stanem rzeczy oraz z samym sobą jest najtrudniejsze.
Do takich najtrudniejszych spraw należą m.in. odejście ukochanej osoby, utrata wymarzonej pracy, dobytku życia, zdrada przez przyjaciela, odmienna niż standard przewiduje orientacja seksualna dziecka i wreszcie to, że Twoje dziecko jest inne. Ma autyzm, zespół Aspergera, zaburzenia (tu wpisz odpowiednią nazwę). A może nie ma tak naprawdę żadnej diagnozy, niemniej rozwija się z pewnością w sposób odbiegający od tego, który nazywamy neurotypowym.
To bardzo trudne doświadczenie. Niejednokrotnie uświadamiasz sobie, że sprawy nie idą tak, jak chciałaś. Marzyłaś na temat swojego dziecka, snułaś plany, wyobrażałaś sobie różne momenty z jego przyszłego życia a tu nic z tego nie ma miejsca. Wszystko prysnęło jak bańka mydlana. Dzieci Twoich koleżanek mają przyjaciół, chodzą na randki, samodzielnie wyjeżdżają, prowadzą niezależne życie a Twoje dziecko nie. Także Twoje życie mocno od biega od tego, co za normę uważają Twoi znajomi.
Każdego dnia widzisz te trudności i myślisz sobie „to nie tak miało być”.
Być może zadajesz pytanie „Dlaczego ja? Dlaczego moje dziecko? Dlaczego moja rodzina?”
Jeśli to robisz, natychmiast przestań. Wiem, co mówię, gdyż przez dobrych kilka lat życia mojego syna takie właśnie pytania zadawałam. Bogu, losowi, Wszechświatu.
Nie ma bardziej pozbawionego sensu pytania. Po pierwsze nie ma na nie odpowiedzi. Po drugie, kiedy je zadajesz, odbierasz sobie moc. Stawiasz siebie w pozycji ofiary. Ofiary okoliczności, złożenia losu, czy wyroków boskich, w zależności która filozofia jest Ci bliższa.
Kiedy zadajesz sobie pytanie „dlaczego ja?” nie masz siły działać. Ogarnia Cię niemoc i bezwład. Nie masz nadziei.
Zamiast tego zacznij siebie pytać „Jak sobie z tym poradzić? Skoro już tak jest, jak się w tym odnaleźć?”
I tu przychodzi akceptacja. Tu zjawia się zgoda.
To pierwszy i najważniejszy krok. Nie ma nic bardziej istotnego. Tutaj, w miejscu zgody w Twoim sercu i umyśle wszystko się zaczyna i wszystko się kończy.
Często nie chcesz się zgodzić, bo kryje się za tym podświadomy strach, że jak się zgodzimy, to nic się nie zmieni. To zawsze już będzie tak samo. Zamiast tego trwasz w buncie wobec rzeczywistości i żyjemy w iluzji, karmiąc się obrazami tego, jak, według nas, sprawy powinny wyglądać.
Co to powoduje?
Po pierwsze nie jesteś w stanie dać drugiemu człowiekowi czyli tutaj swojemu nieco innemu dziecku odczuć, że je kochasz. Takie jakie jest. Cały czas pod powierzchnią wysyłasz komunikat „nie jesteś taki, jaki miałeś/aś być”. Kiedy się nie zgadzasz, nie możesz przekazać mu tego, że cieszy Cię obecność jego dziecka, bo przecież wciąż coś jest nie tak.
Po drugie nie możesz doświadczyć radości z bycia matką czy ojcem swojego dziecka. Kiedy cały czas skupiasz się na tym jak nie powinno być, tylko to widzisz i trudno Ci dostrzec te wszystkie piękne chwile, które są Waszym udziałem.
Po trzecie cały czas jesteś w stanie walki. Z rzeczywistością, ze złym losem, z deficytami, ze sobą. Kiedy stale się kłócisz z tym, czego doświadczasz, nie pozostaje Ci wiele sił na co innego.
Po czwarte stale doświadczasz braku, nigdy nie jest dobrze, bo cały czas nie robi tego i tego.
Warto zadać pytanie: a co jeśli nic by się miało nigdy nie zmienić?
Co jeśli Twoje dziecko nigdy nie będzie mówić? Co jeśli nigdy nie będzie w pełni samodzielne?
Czy to oznacza, że masz nigdy nie zaznać spokoju?
Czy to znaczy, że całe życie będziesz walczyć?
Na jak długo wystarczy Ci sił?
Masz do podjęcia decyzję:
możesz się zdecydować trwać w niezgodzie i to oznacza, że cały czas będziesz powtarzać to, co tak dobrze znasz a to i tak może w niczym nie zmienić sytuacji
albo
możesz zdecydować się zgodzić na to, że jest tak jak jest i to oznacza, że mimo trudnego stanu rzeczy pojawi się miejsce na radość, na prawdziwą bliskość, na spokój.
Kiedy mój syn był w śpiączce i nie wiedzieliśmy, czy przeżyje, taką właśnie miałam do podjęcia decyzję. Cały czas trwać w pretensjach do niesprawiedliwego losu, przez co całą swoją uwagę przeznaczać na swój dyskomfort albo zgodzić się, że skoro nic nie mogę zrobić, żeby zmienić jego stan, może mogę zrobić najlepszy użytek z tego trudnego czasu.
Wybrałam to drugie. Skupiałam się, żeby z nim być ciałem i duchem. Mówiłam do niego, dotykałam na tyle, na ile mi pozwalano, śpiewałam ulubione piosenki, czytałam książki, opowiadałam, co w domu i co chciałabym z nim robić. Siedziałam obok i byłam. Z takim, jaki był wtedy. Nieprzytomnym, bez kontaktu, nieruchomym. Chciałam, żeby ten czas był najlepszy, jak tylko mógł być. Chciałam, żeby wiedział, że jest w porządku, że ja jestem spokojna, że sobie poradzimy. To był bardzo trudny czas. I to był dobry i ważny czas.
W takich samych kategoriach myślę o sytuacji, kiedy wyobrażam sobie, że przychodzi syn i oznajmia, że jest gejem albo przychodzi córka i oznajmia, że jest lesbijką. Co możesz zrobić?
Możesz się przeciw temu buntować i trwać w niezgodzie, męcząc i siebie i dziecko albo możesz zdecydować, że skoro tak jest, to jest , więc odnajdźmy się w tym wszyscy jak najlepiej, by móc nadal cieszyć się swoją obecnością.
I wreszcie diagnoza autyzmu albo też bez szczególnej diagnozy określone trudności w funkcjonowaniu. Być może sytuacja, gdy wkładasz mnóstwo pracy a progres jest znikomy. Buntujesz się, przeciwstawiasz się, mówisz, że to nie tak miało być. Obwiniasz cały świat za stan rzeczy, mówisz, jak to się nikt na niczym nie zna i nie potrafi pomóc.
I co z tego? Co masz z tego buntowania się?
Co masz poza narastającą frustracją, niemocą, rozczarowaniem?
Co masz poza tym, że stajesz się coraz bardziej nieszczęśliwa?
Co ma z tego Twoje dziecko poza Twoim stałym z niego niezadowoleniem?
Buntowanie się znasz na wyrywki. Umiesz to w każdą możliwą stronę. Niczego nowego się tutaj nie nauczysz i niczego nowego się nie dowiesz.
Może więc czas na coś, czego jeszcze nie znasz?
Co by było, gdybyś się zgodziła?
Co by było, gdybyś się zgodziła na to, co jest i jak jest?
Co by to zmieniło w Twoim życiu?
Zgoda niesie spokój, przynosi radość. Akceptacja otwiera drzwi. Niejako odblokowuje zastój.
Czasem trudno się oprzeć wrażeniu, że dopóki się nie zgodzimy na pewne rzeczy, zmiana nie może nastąpić. Jakby nasz brak akceptacji zagarniał przestrzeń, którą można wypełnić czym innym. Nowym, radośniejszym, pełniejszym, bliższym, łatwiejszym.
Czy zgoda jest łatwa do osiągnięcia?
Wcale nie. Co więcej to nieustanny proces. To ciągły trening serca i umysłu. To zgadzanie się od nowa każdego dnia.
Na tempo rozwoju. Na trudności. Na pytania, na które jeszcze nie masz odpowiedzi. Na to, że dane działanie jest skuteczne tylko w pewnym zakresie. Na progres. Na ból. Na radość. Na trud. Na rozwiązania.
Co myślisz o tym, by rok 2017 był dla Ciebie rokiem zgody i akceptacji?
Co Ty na to, by nauczyć się właśnie tego?
Co masz do stracenia…?