Zmiana. Jedyna pewna rzecz w tym świecie. Dlaczego więc tak bardzo się jej boimy, skoro to pewnik? Czemu tak kurczowo trzymamy się tego, co przewidywalne, co stałe? Jasne, że stałość daje nam poczucie bezpieczeństwa, jednak co takiego jest w zmianie, że tak często jej nie lubimy? Co sprawia, że tak niewielu hołduje założeniu, że zmiana może być tylko na lepsze? Czyż nie po to zmieniamy, by było lepiej?
Zmiana często przeraża. Niewiadoma, która jest za rogiem, sprawia, że niejednokrotnie wybieramy trwanie w znajomej niewygodzie, zamiast podejmować próbę zmiany tego, co nie działa lub działa marnie. Czasem sama myśl o zmianie przeraża tak bardzo, że paraliżuje i potrafi trzymać w bezruchu przed długi czas.
A przecież ciągle się zmieniamy. Nie jesteś tą samą osobą, którą byłaś wczoraj, nie mówiąc już o tej, którą byłaś rok temu. Ja też nie jestem. I to jest najlepsza wiadomość. Przecież, gdybyśmy się nie zmieniali, nie bylibyśmy w stanie zobaczyć czegoś inaczej, nie bylibyśmy w stanie się uczyć, nie moglibyśmy inaczej formułować myśli, nie robilibyśmy rzeczy po nowemu.
Zmiana, zmiana, zmiana.
Przyjdzie, nastąpi, choćby nie wiem co. Może korzystniej się do niej przyzwyczaić i polubić? Zaakceptować jako nieodłączną część życia? Zamienić lęk przed zmianą na ciekawość, co też ta zmiana dobrego przyniesie? Co mi pokaże, co pozwoli zrozumieć, co da szansę zrobić inaczej?
W byciu z ludźmi z autyzmem temat oporu przed zmianą podnoszony jest bardzo często – że się jej boją, że nie chcą, że dążą do utrzymania status quo. Ja jednak dzisiaj chciałabym się zatrzymać i przyjrzeć otoczeniu ludzi z autyzmem. Trudno mi się oprzeć wrażeniu, że często my sami nie próbujemy nic zmieniać, z góry zakładając, że człowiek w spektrum tego nie lubi, będzie afera, nie uda się. Nie jest tajemnicą, że przebywając, żyjąc z osobą, która myśli i działa w sposób bardziej statyczny niż dynamiczny, prosto jest samemu w takie tryby wejść, nawet o tym nie wiedząc, bo dzięki temu jest zwyczajnie łatwiej – sprawy idą bardziej gładko. Jednak jest w tym pewna pułapka, albowiem wszyscy trwamy w schematach i rutynach, które w miarę trwania stają coraz trudniejsze do ruszenia. Czym to skutkuje? Człowiek w spektrum w żaden sposób nie uczy się radzenia sobie ze zmianą, zaś jego otoczenie coraz bardziej wchodzi w statyczne tryby działania.
Nie chodzi mi bynajmniej o to, żebyśmy nagle zaczęli ludziom wszystko zmieniać, fundować nieprzewidywalność, odbierać poczucie bezpieczeństwa. Chciałabym, żebyśmy zauważyli, że brak umiejętności radzenia sobie ze zmianą w różnej postaci jest dla ludzi w spektrum źródłem ogromnego stresu, a co za tym idzie niejednokrotnie wielu trudności w życiu. A gdyby tak małymi krokami, najmniejszymi z możliwych, pomagać człowiekowi w oswajaniu się z tym, że rzeczy się zmieniają, że plany się zmieniają, że świat potrafi zaskoczyć, że nikt nie da gwarancji, że będzie, jak sobie wymyśliliśmy? A gdybyśmy my, jako osoby wspierające, pomogli zrozumieć, dlaczego to ważne umieć sobie ze zmianą radzić? Gdybyśmy nauczyli się, jak tego uczyć, jak tworzyć sytuacje zmiany w bezpiecznych i przewidywalnych warunkach na początku i stopniowo rozszerzać to na inne konteksty? Przecież wzrost choćby o odrobinę elastyczności w myśleniu i reagowaniu sprawia, że żyje się łatwiej. Czemu mielibyśmy człowiekowi w spektrum nie pomóc się tego nauczyć?
Może czas najwyższy zgłębić zakamarki zmiany, by mogła zostać oswojona i uznana za nieodłączną część życia przez ludzi z autyzmem?
c.d.n.