To słowo jako osoby z otoczenia osób w spektrum słyszymy wciąż i wciąż. „Spróbuj zrozumieć, pochyl się, zrozum, że oni mają inaczej, trudniej”. Zrozumieć, wykazać się empatią, wrażliwością, cierpliwością. Czasem od tego rozumienia, bycia otwartym i rozumiejącym nie mamy siły oddychać, rzygać nam się chce, krzyczeć wniebogłosy, uciekać, gdzie pieprz rośnie. Nie chcemy znowu rozumieć, nie chcemy czekać, nie chcemy wciąż myśleć, jak zrobić, żeby zrobić i…
Zrozumienie albo choć jego próba wydaje się być jedyną sensowną drogą. To jedyny znany mi sposób, by się nie napinać, by się móc cieszyć, by móc widzieć piękno tam, gdzie inni widzą coś zupełnie innego. Kiedy nie rozumiemy, pojawia się lęk. Kiedy nie rozumiemy, próbujemy za wszelką cenę wtłoczyć to, czego doświadczamy w jakąś kategorię, by jakoś nad tym zapanować. Kiedy nie rozumiemy, po omacku szukamy sposobu, by kogoś lub coś okiełznać. Mamy przymus rozumienia. Nie uczy się nas, że można nie rozumieć. Od początku nauki w szkole czy przedszkolu, a czasem także w domu, dowiadujemy się, że „jak nie rozumiesz, to coś z Tobą nie tak”, dlatego panicznie boimy się nie rozumieć. A przecież, żeby zrozumieć, trzeba czasu. Czasu na poznanie, na sprawdzanie, na próbowanie. Trzeba zaangażowania i wytrwałości. Trzeba odwagi, by błądzić, by kwestionować to, co się już wie, zadawać niewygodne pytania. Trzeba dystansu, by móc się przyjrzeć z boku, a tym samym zobaczyć więcej. Podchodzimy często do zrozumienia z pozycji przymusu znanego nam z doświadczeń szkolnych, co skutkuje tym, że wmawiamy sobie, że rozumiemy, gdy tak nie jest.
Kiedy mamy w swoim otoczeniu człowieka w spektrum, najpierw potrzebujemy zrozumieć, na co zorientowany jest jego umysł, a jest on zorientowany inaczej niż ten nieautystyczny. Autystyczny mózg interesują procesy, zjawiska, mechanizmy, przedmioty, fakty, logiczne związki pomiędzy rzeczami, zasadność działań. Człowiek nieautystyczny z kolei skupia się przede wszystkim na ludziach i na relacjach z nimi. Oczywiście, jest to duże uproszczenie, niemniej wystarczające, by pewne sprawy móc obejrzeć i zrozumieć.
Kłopot na linii ludzie w spektrum i ich nieautystyczne otoczenie polega na tym, że jako otoczenie często próbujemy zrozumieć ich sposób myślenia, motywy działania, zachowania czy podejmowane decyzje przez pryzmat zupełnie inaczej myślącego mózgu. Trochę tak, jakby ryba próbowała zrozumieć sposób poruszania się małpy i na odwrót. Nie da się. Po prostu się nie da.
Podstawowym priorytetem w obrębie uwagi dla każdego z nas jest zadbanie o swój komfort i bezpieczeństwo. Dopiero, gdy to mamy, możemy angażować swoją uwagę, energię i inne zasoby w rozmaite działania. Jako że ludzie w spektrum zwykle potrzebują dużo bardziej przyjaznych warunków, by względny komfort osiągnąć, gros ich motywacji w okolicznościach, w których nieautystyczni będą się świetnie czuć, ci z autyzmem nadal będą się skupiać na jego poszukiwaniu. Czym to skutkuje? Tym, że motywy i sposoby działania będą inne.
Jeśli moim priorytetem jest zadbanie o siebie, odmówię uczestnictwa w przyjęciu rodzinnym, bo nie chcę mieć do czynienia z ciotką, która koniecznie chce mnie przytulać albo wygaduje straszne rzeczy. Nie będę zagryzać zębów i się uśmiechać, udając, że jest OK, gdy w środku aż mnie trzęsie. I dobrze, jeśli potrafię to rozpoznać i się o siebie zatroszczyć, dzięki czemu nie odchoruję później rodzinnej imprezy.
Powiem „nie” zabawie z młodszym rodzeństwem, bo jest dla mnie nudne i infantylne to, co oni robią, a robienie czegoś tylko dlatego, że bratu czy siostrze będzie przykro, jak się nie pobawię, jest słabym argumentem. Podobnie jak robienie czegoś, żeby mamie zrobić przyjemność.
Rzeczy muszą mieć sens. Muszą być logiczne i zgodne z moim systemem operacyjnym. Jeśli nie widzę zasadności, nie rozumiem, po co mam coś robić, nie wejdę w to, tylko dlatego, że ktoś tego oczekuje. A mój komfort bierze się z rozumienia, bo kiedy rozumiem, mam spokój.
Jeśli rozumiemy, że dla człowieka z autystycznym umysłem coś innego jest ważne, nie będziemy mu przypisywać złych intencji. Podobnie jak nie będziemy interpretować jego wyborów jako złośliwości, bezwzględności, odrzucenia nas, braku szacunku, nieliczenia się z nikim. Łatwiej nam będzie zobaczyć, że ten ktoś próbuje w dostępny sobie sposób zaspokoić swoje podstawowe, i nie tylko, potrzeby. Często ten sposób jest jakże odmienny od naszego.
Prawdziwe zrozumienie to zgoda na to, co jest i że jest tak, jak jest. I nie chodzi tu o pozwalanie na przekraczanie naszych granic, dlatego, że ktoś musi zaspokoić jakąś swoją potrzebę. O tym będę pisać za tydzień. Zrozumienie to uznanie stanu rzeczy i zaniechanie z tym walki. To przyjęcie, że są rozmaite sposoby realizowania potrzeb i warto szukać drogi, żeby się w tym odnaleźć. To przypominanie sobie, że człowiek przed nami ma zupełnie inaczej niż my i często jego działanie nie ma nic wspólnego z nami, tylko z innym sposobem pojmowania świata. To decyzja, że nie musimy wszystkiego kontrolować, tylko możemy pozwolić sprawom być.
Mi rozumienie albo chociaż jego próba przynosi spokój i komfort. A Tobie?
C.D.N.