Ojciec. Najważniejsza z dwóch osób w życiu każdego z nas. Ktoś, o kim oraz roli, jaką odgrywa, wciąż mówi się za mało. Bohater drugiego planu, często pozostający w cieniu matki, która wie o autystycznym dziecko wszystko i wszystko najlepiej robi. Ten, który ma przed sobą zadanie, o jakim mu się nie śniło.
W odniesieniu do „autystycznych” rodzin często mówi się o tych ojcach, którzy „nie dają rady”, nie wytrzymują i odchodzą. Takich też znam, niemniej mam ten przywilej być, pracować i obserwować codziennie tych, którzy trwają niezależnie od wszystkiego, ramię w ramię z matkami każdego dnia realizując to nieco inne rodzicielstwo. Znam też takich, którzy robią to w pojedynkę, bo mamy zabrakło. O nich chcę dzisiaj pisać. O tych wspaniałych facetach, najbardziej męskich, dobrych, oddanych, kochających, silnych i słabych jednocześnie. Jest ich więcej, niż się nam wydaje, tylko ich po prostu nie widać.
Ojciec, który dowiaduje się, że jego ojcostwo będzie nieco inne, ma przed sobą dwa trudne zadania. Potrzebuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości oraz zmierzyć się ze stereotypem mężczyzny, jaki wszechobecnie panuje. Powszechne przekonanie, że prawdziwy facet to twardziel, ktoś, kto zawsze wie, co robić, nie pozostawia ojcu miejsca na bezradność, bezsilność, niewiedzę, zagubienie czy smutek. A przecież, szczególnie na początku drogi, choć nie tylko, te emocje stale mu towarzyszą. Nie wie, jak z dzieckiem nawiązać kontakt, jak reagować na rozmaite zachowania, co robić, gdy odmawia współpracy, jak je rozumieć i jak rozumieć siebie. Jednocześnie świat zewnętrzny powtarza mu, że przecież jest ojcem, powinien wiedzieć, powinien mieć autorytet, dziecko powinno z nim współpracować. Trzeba ogromnego wglądu w siebie, samo-zaufania i nieprzejmowania się tym, czego oczekuje otoczenie, by temu podołać.
Bardzo często byciu ojcem człowieka z autyzmem towarzyszy lęk. Lęk przed reakcją dziecka, przed oporem, przed odmową, przed płaczem czy krzykiem, słowem – lęk przed porażką. W moich rozmowach z ojcami bardzo często to słyszę. Słyszę o strachu, że się nie uda, że dziecko nie będzie chciało razem działać, że zwieje, że się nie dogadają, nie zrozumieją. To lęk przed tym, by nie zawieść, by sprostać. „Jestem facetem, więc muszę podołać. Jeśli nie wychodzi, to znaczy, że marny ze mnie ojciec, że żaden ze mnie facet”. To błędne założenie na temat swoich działań i ich skuteczności sprawia, że dość często tata już w przedbiegach rezygnuje z robienia różnych rzeczy z dzieckiem, by uniknąć ryzyka „porażki”. To najczęściej proces nieuświadomiony. Przymus dawania rady włącza mechanizmy, które sprawiają, że działanie przez ojca nie jest podejmowane. Jak się nie próbuje, nie ma błędu, więc nie może się nie udać. Często faceci dostają po głowie, że nie robią różnych rzeczy z dzieckiem, że z nim nie pracują, a najczęściej powodem tego jest lęk. Czego się obawiasz, Tato, że co się wydarzy i o czym to, według Ciebie, świadczy?.
Z lęku przed „porażką” wynika również to, że często ojcowie podejmują tylko te działania, w których gwarantowany jest sukces. Dziecko jest mocne w sporcie – ojciec idzie w sport; dziecko lubi spacery – ojciec spaceruje; dziecko wie wszystko o kosmosie – ojciec okazuje specem NASA. Ktoś mógłby powiedzieć, że to pójście na łatwiznę. A może opieranie więzi na mocnych stronach? Może tworząc relacje na bazie tego, co przychodzi z łatwością, budowany jest fundament pod sprawy bardziej wymagające? Przecież wszyscy tak bardzo w życiu potrzebujemy momentów, gdy sprawy idą gładko, bezwysiłkowo, gdy jest łatwo. Tata wie, że, robiąc ze swoim dzieckiem to, co ono kocha, oboje doświadczą bliskości, przyjemności, zwyczajności.
Matki czasem mają pretensje do ojców, że przychodzą „na gotowe”. Jak ona już najtrudniejszy czas w danym obszarze przeszła, już pomogła stworzyć kompetencje, dzieciak już umie, to wtedy wkracza na scenę ojciec i „spija śmietankę”. Ale przecież rodzicielstwo to praca zespołowa. Matce coś lepiej idzie, niech robi i przeciera szlak, ojciec to podtrzyma. Ojcu gdzieś bardziej wychodzi, niech tam działa – dzięki temu człowiek ma szerszy zakres doświadczeń.
Lęk ojca niejednokrotnie ma związek z tym, że nie zrobi czegoś z dzieckiem tak dobrze, jak robi to matka. Przecież ją widzi, jak ciągle z Juniorem/Juniorką pracuje, a on nie wie, jak… Co gorsza, obawia się, że jak zrobi po swojemu, dowie się, że nie tak, jak należy. Więc co robi? Rezygnuje. Lepiej nie zrobić, niż zrobić „źle”. Oczywiście, że ojciec nie zrobi tak, jak matka – zrobi inaczej, ale to wcale nie znaczy to, że gorzej. Czasem wręcz wymyśli bardziej praktyczny sposób, ważne by mu na to pozwolić.
Ojciec to ten, który uczy dziecko podejmowania ryzyka, odważania się. To ten, który pokazuje, że to, co wydaje się trudne, z czasem okazuje się łatwe. To on zapewnia o bezpieczeństwie, gdy matka nawet boi się patrzeć na to, czego dziecko próbuje. To tylko z nim można się bawić w podrzucanie, samoloty, przepychanki, bo nikt inny tego tak dobrze nie umie. To przewalanie z tatą pamięta się do końca życia. Z uwagi na naturalną skłonność do jednozadaniowości, ojciec, gdy coś robi z dzieckiem, najczęściej jest w tym całym sobą. To momenty, które budują człowieka na zawsze.
Większość mężczyzn lepiej odnajduje się w realizowaniu celów krótkoterminowych, a w przypadku pracy z ludźmi z autyzmem cele są często mocno oddalone w czasie. Faceci w codziennym życiu najczęściej są rozliczani za efekt swych działań, zatem odroczenie go często wywołuje niepokój. Są przyzwyczajeni, że świat ma wobec nich oczekiwania, które mają spełniać, więc narzucają je sobie i swojemu dziecku, wywierają presję, odnosząc skutek odwrotny od zamierzonego. Kluczowe dla ojca okazuje się zrozumienie, że proces, droga są tu najważniejsze, a jego podstawową rolą jest towarzyszenie w niej dziecku. Pomaga również rozłożenie działań na maleńkie kroki, które o wiele łatwiej zrobić, niż wykonać stumilowy skok.
Działanie, planowanie, realizacja to żywioł wielu mężczyzn. To daje im poczucie sprawstwa, w tym się odnajdują. Kiedy jest plan, wiadomo, co robić, jest łatwiej. Gdy zadania są zdefiniowane, o wiele prościej je realizować. Tata człowieka z autyzmem często potrzebuje podpowiedzi, wsparcia w określeniu zadań, ale kiedy już je ma, dobrze je realizuje. Warto o tę pomoc poprosić i tego też trzeba się nauczyć.
Dziś Dzień Ojca. To doskonała okazja, by powiedzieć Tobie, Tato, jak ważne miejsce zajmujesz w życiu swojego dziecka z autyzmem. Kiedy próbujesz i nie wychodzi, a mimo to nie rezygnujesz i próbujesz od nowa aż do skutku. Wiem, że się boisz, że masz w sobie mnóstwo wątpliwości i wiem, że jesteś najlepszą osobą, by swojemu dziecku towarzyszyć. Pozwól sobie na niedoskonałość. Daj sobie prawo, by nie wiedzieć. Możesz czuć zagubienie, możesz czuć bezradność. To jest OK. Zatrzymaj się, poczekaj, nabierz dystansu i działaj dalej. Pozwól sobie na łzy wzruszenia i radości, ale też na łzy smutku i bezsilności. Jesteś człowiekiem. Jesteś najlepszym ojcem, jakim możesz być dla swojego dziecka.
Odwagi!