Ocean. Patrzysz na spokojną taflę wody, bo akurat dziś jest spokojny. Powierzchnia gładka jak stół. Cicho. Nic się nie dzieje. Niby nic, ale dobrze wiesz, że pod wierzchem tętni życie. Nieustannie trwa proces zwany życiem. Życiem oceanu. To, że Ty go nie widzisz, patrząc na wodę, nie znaczy, że go tam nie ma.
A co widzisz, gdy patrzysz na swoje dziecko?
Co widzisz, gdy patrzysz na swojego ucznia?
Czy widzisz tylko to, co rzuca się w oczy? Stimy? Opór? Kontrolę? Trudności?
Co myślisz, gdy z nim pracujesz, pracujesz, pracujesz i nie widzisz rezultatów, na które liczysz?
Że to nie działa? Że bez sensu? Że to strata czasu?
Co czujesz, gdy nie znajdujesz sposobu, by się z człowiekiem skomunikować?
Zniechęcenie? Rozczarowanie? Bezradność? Niemoc?
Tak łatwo jest wpaść w pułapkę pozorów, psotnego umysłu, niespełnionych oczekiwań. Pozostać w skupieniu na powierzchni bez zaglądania w głębiny. Głębiny Twojego dziecka, głębiny Twojego ucznia, ale też głębiny samej Ciebie. Zaglądanie wymaga zmierzenia się z prawdą o sobie. Często bardzo trudną. Dziecko z autyzmem wyciąga z człowieka na wierzch nie tylko to, co w nim najlepsze, ale też to, co w nim najciemniejsze. Masz jak w banku, że wyjdą na jaw wszystkie trupy z szafy. Nieuwolnione emocje, nieprzerobione traumy, brak poczucia wartości i wiele innych. Zostaniesz obnażona i staniesz goła w swej prawdzie. I obyś stanęła. To droga do uzdrowienia. Uzdrowienia bólu, który w Tobie od zawsze był, a który teraz został Ci pokazany poprzez Twoje dziecko, przez Twojego ucznia.
Zatrzymaj się. Oddychaj. Postaw pytanie, czego masz się nauczyć i co masz zrozumieć.
Kiedyś nie wiedziałam, co mam zrozumieć. Już wiem.
Miałam się nauczyć ufać. Ufać procesowi. Ufać Światu. Ufać sobie. I ufać mojemu dziecku.
Zrozumiałam, że pod pozorami, które widzą wszyscy, kryje się to, do czego dostęp dostają tylko Ci, którym moje dziecko zaufa. Nagle słowa Małego Księcia, że najważniejsze jest niewidoczne dla oczu, nabrały nowego znaczenia. Zrozumiałam, że niezależnie od rezultatów danego dnia, mam nadal robić swoje, bo pod „nieruchomą” powierzchnią w jego neurologii toczy się intensywny proces i kiedy pojawi się gotowość, kompetencje się ujawnią. Zrozumiałam, że rozczarowanie, bezradność i niemoc wynikają z przywiązania do oczekiwań, więc je porzuciłam i w zamian wybrałam zaufanie. Zaufanie, że sprawy się toczą we właściwy dla nas sposób. Sprzeciwianie się mu nic nie zmieni, bo to jakby się kłócić z deszczem, że pada.
Mi zaufanie otwiera drogę do możliwości. Pozwala na wdzięczność za to, co jest. Umożliwia inne skupianie uwagi. Przynosi spokój.
A Ty? Czego potrzebujesz, żeby zaufać?