Czym jest rodzicielski autorytet i dlaczego jest taki ważny?
Bardzo często, kiedy mowa o autorytecie, przychodzi ludziom na myśl niedostępna osoba, niejednokrotnie z posępnym obliczem, która wszem i wobec narzuca swoje zdanie, oczekując bezwzględnego posłuszeństwa. Egzekwuje ona wykonanie danej czynności, kreując w drugiej osobie dyskomfort a nawet strach.
Jednak nie o takim autorytecie chcę pisać. Z mojego punktu widzenia autorytet oparty na strachu to żaden autorytet. Zastraszyć można każdego, to wcale nie jest trudne. Natomiast sprawić, by druga osoba chciała za Tobą iść, by chciała się od Ciebie uczyć, by rozumiała, że masz coś wartościowego do zaoferowania, to już wyższa szkoła jazdy. Możesz zmusić człowieka, by był Twoim niewolnikiem ( o ile to mieści się w Twoim systemie wartości), ale nie możesz zmusić nikogo, by chciał być Twoim uczeniem.
Dla mnie autorytet to przede wszystkim obustronny szacunek. Szacunek „dziecka” (używam skrótu myślowego „dziecko” dla osób z autyzmem w każdym wieku, gdyż dla swoich rodziców pozostajemy dziećmi niezależnie od tego, ile mamy lat) zwanego uczniem do rodzica zwanego nauczycielem. Szacunek wynikający z rozumienia, że nauczyciel wie więcej, więcej widział, więcej przeżył i uczeń może czerpać z jego doświadczenia i mądrości życiowej.
Na taki rodzaj szacunku trzeba sobie zapracować. Buduje się go powoli, każdego dnia pokazując dziecku, że przy nas korzysta, uczy się, staje się kompetentne, wychodzi mu. Powtarzające się doświadczanie sukcesu u naszego boku to najlepszy znany mi sposób na budowanie autorytetu. Autorytetu opartego na zaufaniu. Zaufaniu, że mogę za Tobą pójść, mamo, tato, bo wtedy korzystam. Zaufaniu, które podpowiada mi, że mogę się na Ciebie zdać, mamo, tato, bo wiem, że mnie wesprzesz, jak będzie trzeba. Bo wiem, że będziesz przy mnie i nie pozwolisz mi zrezygnować a potem razem będziemy się cieszyć moim sukcesem.
W taki właśnie sposób uczy się każde małe, typowo rozwijające się dziecko. Tą drogą nabywa zaufania do rodzica, które powoduje, że chce za rodzicem iść coraz bardziej i bardziej.
Z niezrozumiałych dla mnie powodów w przypadku osób z autyzmem zupełnie się o tym zapomina, podczas gdy one także takich właśnie doświadczeń potrzebują. Doświadczeń sukcesu u boku swego przewodnika.
Jak wspomniałam szacunek jest obustronny. Jako przewodnik szanuję swego ucznia i wierzę w jego potencjał, w jego możliwości. Zatem, daję mu czas, by pomyślał. Nie pozwalam uciec od wyzwania, ale wspieram, bo wiem, że jak go wesprę, da radę.
Kiedy mój uczeń przechodzi trudne chwile, nie użalam się nad nim, bo wiem, że jest mocny i da radę. Wierzę w jego wewnętrzną mądrość i dany każdemu człowiekowi potencjał.
Nie tylko się z moim dzieckiem uczę, ale także cieszę się z nim, wygłupiam, szaleję, spędzam czas na zabawie, by nasze wspólne chwile cechowała różnorodność.
Dlaczego tak się rozpisałam na temat autorytetu?
Ponieważ bez niego bardzo trudno jest cokolwiek wypracować. Osoba z autyzmem sama z siebie nie pójdzie za Tobą, nie zaufa Ci, nie podporządkuje się. Do czego to potrzebne?
Przede wszystkim do rozwoju dziecka, o czym była mowa wcześniej. Ponadto, żebyś miała pewność, że sobie ze swoim dzieckiem/uczniem poradzisz. Co oznacza, że zostawi w spokoju coś, czego nie pozwalasz ruszać. Że da sobie przeprowadzić niezbędne medyczne procedury. Że nie ucieknie w siną dal, że…
Kiedy masz u swojego dziecka/ucznia autorytet zbudowany na zaufaniu, możecie wspólnie osiągnąć dużo, dużo więcej a w Waszym domu zagości dużo więcej luzu i radości.
A jak Ty sobie radzisz w kwestii autorytetu?