Rutyna – słowo często kojarzone z nudą, apatią, marazmem. W dzisiejszym świecie, gdzie tak bardzo ceni się kreatywność, łatwo zgubić to, co w rutynie najpiękniejsze – przewidywalność, poczucie bezpieczeństwa, plan. To właśnie nasze rutyny sprawiają, że czujemy się pewnie w danej sytuacji, że wiemy, co robić, że nie musimy wszystkiego tworzyć od nowa.
Rutyny dają poczucie stabilności. Kiedy je realizujemy, wiemy, że wszystko się toczy ustalonym przez nas rytmem. Codzienne nawyki i powtarzalne czynności pomagają utrzymać porządek i organizację czasu. Regularne wykonywanie określonych zadań o stałych porach to nic innego jak oszczędzanie naszej życiowej energii i dostarczanie sobie poczucia sprawstwa wynikającego z tego, że realizujemy nasz plan.
Rutyny to także forma samoopieki i strategia autoregulacji. Regularnie wykonywane zadania – od picia porannej kawy przez ćwiczenia, odrabianie lekcji, spacery, ustalone godziny pracy – trzymają nas w przyjemnych ramach przewidywalności, a tym samym poczucia bezpieczeństwa. Każdy z nas potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, by móc angażować się rozmaite zadania. Im większy poziom wyzwania, tym więcej stabilności potrzebujemy, a tę przynoszą nam rutyny.
Rytuały tworzą z rzeczy zwykłych coś bardzo ważnego. Zaznaczają ważne momenty, informują nas o naszej skuteczności. Trudno sobie wyobrazić wychowywanie małego dziecka bez rutyn, bez powtarzalności, bez rytmu. Rytuały dostarczają wiedzy o tym, że wszystko jest w porządku, że dobrze działa, że można czuć się bezpiecznie.
Małe dzieci są mistrzami rutyn i rytuałów. Domagają się czytania w kółko tych samych książeczek, odgrywania tej samej zabawy, pilnują, by ważne dla nich sprawy przebiegały w określony sposób. Chcą jeść z ulubionej miski i koniecznie tą, a nie inną łyżką. Kiedy patrzymy na samodzielną zabawę małego dziecka, trudno oprzeć się wrażeniu, że w kółko powtarza to samo działanie. Po co tak robi? Napełnia się daną czynnością, zgłębia ją, co nie tylko pozwala ją zrozumieć, ale także dostarcza fantastycznego poczucia sprawstwa, czyli zadowolenia ze swojej skuteczności – z tego, że zadziało się zgodnie z jego przewidywaniem. Chyba śmiało można zaryzykować stwierdzenie, że wszyscy uwielbiamy momenty, gdy sprawy idą dokładnie tak, jak zaplanowaliśmy. Czujemy wtedy to przyjemne mrowienie w ciele i pojawia się w nas przyjemna myśl o samych sobie.
Ciekawe, że kiedy rytuały dzieci wykraczają poza czytanie książeczek i podobne kategorie uznane przez większość za typowe, natychmiast takie dzieci podejrzewane są o autyzm. Równie ciekawe jest to, że w przypadku osób autystycznych, przywiązanie do ich przyzwyczajeń stanowi dla otoczenia niezbity dowód na ich autyzm. Rodzi się zatem pytanie, czy można mieć rutyny w sposób bezkarny? Kto decyduje o tym, kiedy rutyna jest adekwatna, a kiedy nie? Jak to jest, że u nas rutyny są wręcz pożądane, zaś w przypadku innych stają się potwierdzeniem ich „nieprawidłowego” funkcjonowania? Przecież wszyscy je mamy. Wszyscy ich potrzebujemy. U wszystkich nas pełnią podobną funkcję.
Pomyśl o chwilach, gdy rutyny nie mogą się wydarzać – choroba, nagromadzenie dodatkowych spraw, nieprzewidziane zdarzenia, a czasem nawet wakacje. Pojawia się wówczas konieczność zmiany rytmu, rezygnujemy ze stale wykonywanych czynności w imię wyższej potrzeby. Ileż złości, sprzeciwu, napięcia budzi to w nas, że nasze dobrze zadomowione działania nie mogą być realizowane, jak lubimy. Od razu gorzej nam idą codzienne sprawy, mamy mniejszą ochotę na kontakty z innymi, na wszystko się wkurzamy, tracimy chęć na cokolwiek.
Kreatywność jest konieczna – bez niej świat nie szedłby naprzód. Spontaniczność jest świetna – wspaniale jest czasem pójść na żywioł, odpuścić sobie, poeksperymentować, otworzyć się na nowe, inaczej padlibyśmy z nudów i…
To dzięki codziennej rutynie możemy zauważyć wyjątkowe chwile. To powtarzalność w codzienności sprawia, że możemy docenić to, że jest inaczej niż zwykle. I lubimy, gdy to „inaczej” trwa przez chwilę, nie za długo. Nasz umysł działa poprzez kontrast. Potrzebujemy punktu odniesienia, by dostrzec różnicę i rutyny nam ten punkt odniesienia dają w cudownej powtarzającej się codzienności. Nawet, gdy nasz umysł wciąż gna i robi tysiąc rzeczy na sekundę, nadal to rutyny osadzają go w bezpiecznym miejscu.
Ciekawa jestem, jakie są Twoje ulubione rutyny.
A może chcesz jakąś nową rutynę zaprosić do swojego życia?