Kiedy u naszego dziecka zaczynają się trudności, coś nas zaczyna niepokoić, cała uwaga nas, kobiet, kieruje się na dziecko. Wpadamy w wir poszukiwań, diagnozowania, spędzamy godziny przyklejone do monitora komputera, wertując strony internetowe, niczym myśliwy polujący na wielką zdobycz. Kiedy już odejdziemy od komputera, rozpoczynamy terapię jedną, drugą, trzecią… W międzyczasie usiłujemy ogarnąć dom, aż w końcu padamy na nos ze zmęczenia, zapominając o bożym świecie.
Jeśli nasz partner jest asertywny, przypomni nam o sobie i upomni się o czas dla siebie. Częstokroć jednak, równie zagubiony w sytuacji jak my, wycofuje się i nagle zdajemy sobie sprawę, że o nim zapomniałyśmy. Smutne. Zapominamy o nim, zapominamy o sobie. Gdzieś rozmywa się nasza relacja i stopniowo ojciec zostaje sprowadzony do marginalnej roli.Bynajmniej nie jest moim celem opowiadać się po którejkolwiek ze stron, bo przecież to nie konflikt zbrojny tylko rodzina. Każdy element tej układanki jest tak samo ważny, bo bez niego układanka nie stworzy całości. Zarazem pragnę poruszyć parę spraw, o których gdzieś na co dzień wszyscy zapominamy.Mam to szczęście pracować w wieloma ojcami i obserwować wszelkie możliwe charakterystyki: ojciec tzw. korporacyjny, który wychodzi do pracy, zarabia dobre pieniądze, natomiast nie angażuje się w pracę dzieckiem, pozostawiając to wszystko na barkach matki, która pracuje zawodowo lub zostaje w domu, by ogarniać wszystko na miejscu, kiedy on spokojnie pracuje. Inny ojciec to taki, który ma bardzo ruchome godziny pracy, dużo wolnego czasu i angażuje się w terapię z dzieckiem często bardziej od matki. Jeszcze inny dużo pracuje a po pracy większość czasu spędza z dzieckiem, żeby odciążyć choć na chwilę matkę. Jest też inny typ ojca który w żaden sposób nie angażuje się szczególnie w życie rodziny.To, jak podzielimy się obowiązkami zależy od naszej umowy. Często „z automatu” wchodzimy w tzw. tradycyjny podział obowiązków, tzn. on pracuje na zewnątrz, ona pracuje w domu, choć nie zawsze. Nie ma znaczenia, jaki model wybierzesz. Liczy się tylko, żeby to dobrze dla was pracowało. Osobiście nie lubię dyskusji na temat tego, co kto powinien robić, bo uważam, że to bardzo indywidualna sprawa każdej rodziny i to ona musi znaleźć złoty środek dla siebie, o ile takowy istnieje.Być może często, jako matka dziecka z autyzmem, miałaś żal do swojego partnera, że nie wie na ten temat tyle, co ty, nie interesuje się tematem, nie jest zaangażowany. Często same to pogłębiamy, przestając mówić mu o tym, co robimy. Pamiętaj, że on się boi tak samo, jak ty a może jeszcze bardziej. Boi się , bo nie rozumie, ale zagłębić się w to boi się jeszcze bardziej, bo czasem lepiej nie wiedzieć. Przypomina mi się historia, kiedy jedna z mam na informację, że na pierwszą wizytę rodzice muszą przyjechać razem, powiedziała „Ale mąż nie chce słyszeć o autyzmie. Dla niego słowo autyzm nie istnieje”. Jakoś go jednak przyciągnęła i do końca życia będę pamiętać moment, kiedy po pierwszej rozmowie ten tata ze łzami w oczach wyznał „Teraz ja już rozumiem. Będę pracował z synem”.
Wszyscy obawiamy się tego, czego nie znamy, właśnie dlatego że nie znamy. Kiedy zaczynamy poznawać, okazuje się, że nie trzeba się bać i można zacząć działać. Dlatego edukuj swojego „chłopa”, nie spychaj na bok. Jeśli macie się bać, bójcie się razem. Będzie Wam raźniej.Mężczyzna się nie domyśla. Jeśli jeszcze tego nie odkryłaś, najwyższa pora. Jeśli chcesz, żeby coś zrobił z dzieckiem, najczęściej musisz mu o tym wprost powiedzieć. Najlepiej powiedz dokładnie, o co chodzi, daj wytyczne. Pamiętaj jednocześnie, by zrobić to nie z pozycji wszechwiedzącej matki-supermenki, ale równego partnera. Prawdopodobieństwo, że spełni Twoją prośbę, jest większe.Zgódź się na to, by Twój partner miał z dzieckiem swój rytuał. Jeśli będzie to tylko wspólne wyjście na spacer, też dobrze. Ciesz się chociaż tą krótką chwilę, kiedy możesz na moment odetchnąć. Osobiście uwielbiam patrzeć na mężczyzn – dużego i małego – idących ramię w ramię. Nawet nie muszą rozmawiać. Widać tę specyficzną męską więź, jakże różną od naszej, matczynej.Pamiętaj, że oboje jesteście tak samo zmęczeni. Ty masz stresy i pracę w domu i przy dziecku a on tam, gdziekolwiek pracuje. Kiedy on wraca z pracy, Ty oczekujesz i trudno Ci się dziwić, że on natychmiast przejmie pałeczkę. Czekałaś cały dzień, żeby na chwilę Cię zwolnił. Daj mu jeszcze moment, żeby odnalazł się w domowej rzeczywistości, nakarm (zaznaczam, że piszę to jako ja, znajdująca przyjemność w karmieniu swojego mężczyzny, co nie oznacza, ze uważam, że wszystkie mamy tak robić) a potem niech przejmie twoje obowiązki, byś Ty mogła zająć się innymi. Pamiętaj, że on wbrew pozorom ma trudniej. My, kobiety, możemy sobie popłakać, czasem nawet poużalać się (jak ktoś lubi), pogadać z koleżanką. On zgodnie z oczekiwaniami społecznymi musi być „twardy”. Często więc, żeby przetrwać w tej trudnej rzeczywistości, jaką jest autyzm, przybiera maskę niezaangażowanego, bo nie widzi innej drogi.Zaplanuj chwilę dla niego, kiedy jesteś naprawdę obecna i całą uwagę możesz poświęcić Wam obojgu. To nie musi być nie wiadomo jak długo, ważne by było regularnie. Wspólne chwile, choćby przy herbacie, bardzo łączą. Jak mu dasz trochę siebie, on chętniej będzie realizował Twoje prośby, bo będzie miał poczucie, że to Wasze wspólne przedsięwzięcie.Rodzina to stado. Sfora. Wszyscy są ważni, wszyscy mają do odegrania swoją rolę.
Mężczyzna, ojciec, to zupełnie inna energia. Yang. Ogień. Tylko on jest w stanie zapewnić dziecku pewne doświadczenia, bo my, choćbyśmy nie wiem jak się starały, mężczyzną się nie staniemy. Zróbmy więc Tacie trochę miejsca.
O „autystycznym” ojcu
Podziel się artykułem!